Jak wygląda „smart money” po polsku? Poniżej, Tomasz Publicewicz próbuje znaleźć odpowiedź na to pytanie.
CZY TFI I OFE TO POLSKIE SMART MONEY?
Dla tych, których doświadczenie inwestycyjno-oszczędnościowe nie wykracza poza założenie lokaty w banku, każda osoba w aktywny sposób obecna na szeroko pojętym rynku kapitałowym to niemal guru. A jeśli taki guru pracuje w domu maklerskim (DM), towarzystwie funduszy inwestycyjnych (TFI) czy powszechnym towarzystwie emerytalnym (PTE) to na pewno mamy do czynienia z klasycznym przedstawicielem „smart money”. Czyli tych lepiej poinformowanych, mających informacje z pewnych źródeł, elitą trzęsącą polskim rynkiem kapitałowym. Czy tak jest naprawdę?
Upadek mitu
Wystarczy trochę doświadczeń i kontaktów w tzw. środowisku żeby zrozumieć, że praca w domu maklerskim, TFI czy PTE wcale nie jest synonimem praktycznej wiedzy inwestycyjnej, a tym bardziej – wynikającej z jej wykorzystania zamożności. Nawet wówczas, gdy zawodowiec może się poszczycić odpowiednią licencją (makler, doradca inwestycyjny, czy CFA) lub przynajmniej stanowiskiem (analityk, zarządzający). Przez wiele lat przyglądałem się tej branży z bliska. Najpierw, siedząc po tej samej stronie, czyli będąc pracownikiem tych instytucji. Później zaś zajmując się na co dzień oceną funduszy inwestycyjnych. Widziałem i słyszałem wiele historii. Najbardziej kuriozalne to te, gdy dobry/zły wynik funduszu zależał od przypadku. I wbrew pozorom nie było ich mało.
Nie ma zbiorowej odpowiedzialności, ale …
Dobrym dowodem na brak nieomylności zawodowców mogą być rekomendacje przedstawione przez analityków domu maklerskiego PKO BP, w 2008 roku dotyczące spółki KGHM. Poniżej wykres jaki pojawił się na profilu społecznościowym jednego prywatnych inwestorów:
[q_box background_color=’#5c5656′ background_image=” border_color=’#5c5656′ border_width=’1′ top_padding=’10’ bottom_padding=’10’ leftright_padding=’10’]15.02.2008 Kupuj po 105 zł 18.08.2008 Akumuluj po 78 zł 24.10.2008 Redukuj po 22,1 zł[/q_box]’
Mylić się jest rzeczą ludzką, ale żeby aż tak? To nie może być „smart money”.
Podobnych argumentów zdaje się dostarczać ostatnia zawierucha wokół spółki Action. Okazuje się, że dzień po przekazaniu komunikatu o kłopotach swój udział w akcjonariacie spółki aż o połowę zwiększył największy polski fundusz emerytalny (33 mld zł w zarządzaniu), czyli Nationale-Nederlanden. Kurs spółki na zamknięcie sesji 22 lipca to 9,9 zł, a dziś cena krąży bliżej 5 zł. Nawet jeżeli w ostatecznym rozrachunku nie będzie to zła decyzja, wydaje się że w tym przypadku timing nie był idealny.
Ktoś może powiedzieć, że to tendencyjne przykłady. Jasne, ich dobór ma na celu ilustrację pewnej tezy. Jednak są też inne, mniej tendencyjne.
Gdyby teza o związku wykonywanego zawodu z wynikami inwestycji była prawdziwa, to prawdopodobnie w przypadku TFI mielibyśmy do czynienia z większą liczbą funduszy bijących swoje benchmarki. Tymczasem statystyki są nieubłagane – niewielu zarządzającym udaje się bić benchmark w ciągu kolejnych kilku lat. Warto również pamiętać o tym, że zarządzający w TFI jest niejako na łasce swoich klientów. Jego decyzje inwestycyjne często przebiegają pod dyktando napływów i wypłat środków przez posiadaczy jednostek uczestnictwa. A jak wiadomo, nasze skłonności do kupowania rosną wraz z cenami w efekcie czego najwięcej pieniędzy do zainwestowania zarządzający otrzymują na szczycie każdej hossy, gdy nie mają zbyt wielu możliwości w atrakcyjnych cenach. Po prostu muszą gonić rynek. Pewnie marna to pociecha, ale nie jest to przypadłość jedynie polskich TFI. Podobnie jest w innych krajach Europy czy w USA.
[q_box background_color=’#5c5656′ background_image=” border_color=’#5c5656′ border_width=’1′ top_padding=’10’ bottom_padding=’10’ leftright_padding=’10’]Żeby było jasne nadal uważam, że fundusze inwestycyjne to jedno z lepszych rozwiązań do osób nie znających się na inwestycjach. Albo chcących poświęcić swój wolny czas na przyjemności.[/q_box]’
Nie warto jednak iść na skróty i przypisywać specyficznych cech wszystkim podmiotom czy osobom, wiążąc je z wykonywanym zawodem. Aby nie wpaść w pułapkę zbyt prostego myślenia warto pamiętać stare powiedzenie o Wall Street mówiące o tym, że to dziwne miejsce, w którym faceci przyjeżdżający do pracy metrem doradzają tym, którzy jeżdżą drogimi limuzynami.